"Nie jestem już tą samą osobą co dawniej, od kiedy widziałam księżyc po drugiej stronie świata."

czwartek, 10 września 2015

Portugalia - spotkanie z delfinami! :)

Ten post dedykuję moim znajomym, współtowarzyszom tego fajnego wyjazdu ;) Mam nadzieję, że to przeczytacie, albo może chociaż obejrzycie zdjęcia i powspominacie :)))

W sierpniu 2012 wybraliśmy się do Portugalii na 15 dni! Tym razem poszliśmy na łatwiznę, bo jechało nas 7 osób, więc wycieczkę wykupiliśmy w biurze podróży :) 

Zapraszam Was zatem do przeczytania o wyjeździe jednym z moich ulubionych. A to za sprawą cudownego prezentu urodzinowego, jakim było pływanie z delfinami! :) 



Korzystaliśmy z biura AZUL HOLIDAY (www.azulholiday.pl), które szczerze mogę polecić :) Sprawna rezerwacja, miła obsługa, dobry kontakt telefoniczny, a co więcej! Od wycieczki minęło ponad 3 lata, a biuro ciągle przysyła nam kartki na święta ;) Miło z ich strony! :)
Sam wyjazd natomiast organizowany był przez Alfa Star - i gdy zaczynałam pisać tego posta kilka dni temu, chciałam Wam ich polecić, bo nasz wyjazd był naprawdę dobrze zorganizowany - ale w sobotę 29 sierpnia 2015 Alfa Star ogłosiło upadłość i popsuło wakacje wielu ludziom... Mocno współczuję wszystkim, którzy zawiedli się na tym organizatorze.

Nasz lot był trochę opóźniony, ale ciężko kogokolwiek za to winić, zdarza się i już. Lecieliśmy z Warszawy Okęcie do Faro na południu Portugalii, żeby stamtąd dostać się podstawionym autokarem Alfa Star do Quarteiry. Podróż trwała ok. 30-40 min. W Quarteira czekał na nas hotel Quarteira Sol (www.hoteisalgarvesol.pt) - obecnie 4 gwiazdkowy ;) 3 lata temu miał jeszcze 3 gwiazdki ;)



Byłam zachwycona hotelem - duży, czysty, bardzo ładne pokoje z klimatyzacją, basen, niedaleko do plaży (jakieś 50 metrów), smaczne jedzenie. Nie braliśmy opcji all inclusive, a wersję śniadania i obiadokolacje - dla mnie idealne połączenie, żeby rano nie musieć robić samemu, na faktyczny obiad po plaży zjeść coś na mieście na co aktualnie miałam ochotę, a na kolację wrócić do hotelu i objeść się masą owoców ;) Cud, miód i orzeszki! :)

A to nasz pokój, a w zasadzie jego część, bo więcej nie zmieściło się na zdjęciu:



Dni mijały na totalnym relaksie, wiecie, plaża, ocean, opalanie, basen, jedzenie i picie :) Naprawdę można było odpocząć. Nigdy nie zapomnę tego wrażenia, kiedy po tygodniu leżałam na leżaku i sama nie mogłam uwierzyć, że jeszcze cały tydzień słodkiego nic nierobienia przede mną :)















Żeby nie było nudno wypożyczyliśmy samochód (9-osobowy dla naszej siódemki) i 3 dni poświęciliśmy na intensywne zwiedzanie.

Pierwszego dnia wybraliśmy się na wycieczkę wzdłuż południowego wybrzeża Portugalii. Odwiedziliśmy Silves, najstarsze miasto tego regionu, niegdyś uważane za jego stolicę i nazywane "Bagdadem Zachodu". Miasto przypomina o muzułmańskiej przeszłości południa Portugalii. Głównym zabytkiem jest zamek Castelo de Silves, którego początki sięgają VII wieku. Zamek został zniszczony w czasie oblężeń został odbudowany, a znajdujący się u jego podnóży meczet przebudowano w katedrę. Silves nigdy już nie odzyskało swojej dawnej świetności. W XVIII wieku zamek został uszkodzony podczas trzęsienia ziemi. 




Obecnie główną atrakcją jest odrestaurowana wartownia. Do dzisiejszych czasów dobrze zachowały się grube obwarowania oraz 11 baszt. Wewnątrz znajduje się 60 metrowa studnia oraz ogromna XIII wieczna cysterna. Na terenie dawnego zamku rośnie wiele drzewek oliwnych, palm. Można też podziwiać piękne widoki.









Żeby dojechać do zamku trzeba przemieszczać się wąskimi uliczkami ciągle pod górę - chyba nie było nawet przez chwilę płaskiego odcinka. Zaparkować też było ciężko, ale wszystko miało swój południowy klimat! :) 

Z Silves udaliśmy się do Lagos. żeby zobaczyć rajskie plaże! Naprawdę piękne miejsce! Można wybrać się też na małą wycieczkę łodzią, żeby podziwiać wybrzeże od strony oceanu! Cena coś koło 5 euro za osobę, a wyprawa niesamowita. Wpływaliśmy do grot, mogliśmy zobaczyć sekretną plażę nudystów :) Sami zobaczcie!





















Lagos to bez dwóch zdań obowiązkowy punkt wyprawy do Portugalii! Ale oprócz Lagos koniecznie trzeba zobaczyć też Przylądek Św. Wincentego (Cabo de São Vicente), który jest najbardziej wysuniętą na południowy zachód częścią Europy. Dojazd prawie do samego głównego punktu drogą asfaltową. Na miejscu jest gdzie zaparkować, można też kupić wodę i jakieś pamiątki ;) 



















Miejsce przepiękne, jedyne w swoim rodzaju. Ale! Jeśli chodzi o moje rady, to nie jedźcie zobaczyć tego miejsca w klapkach, ponieważ podłoże jest skaliste, nierówne. Po pierwsze niewygodnie się chodzi, a po drugie możecie się pośliznąć i zrobić sobie krzywdę. Zwiedzając Przylądek Św. Wincentego należy być ostrożnym - w zeszłym roku przeczytałam gdzieś o polskim małżeństwie, które spadło ze skał próbując zrobić sobie zdjęcie właśnie w tym miejscu.


Zmasakrowani po tak intensywnym dniu wróciliśmy do hotelu i popadaliśmy jak muchy. Trzeba było się wyspać, bo następnego dnia wybieraliśmy się do hiszpańskiej Sewilli i do części brytyjskiego królestwa, czyli Gibraltaru! :) Ale o tym opowiem następnym poście. Wróćmy zatem do jakże pięknej Portugalii :) 

Następnym punktem naszej 3-dniowej wycieczki wypożyczonym samochodem była Fatima i Lizbona. Nie wiem co mnie podkusiło z tą Fatimą, nie jestem bardzo wierząca, a właściwie to ciągle się zastanawiam, czy w ogóle jestem... Dziś wiem, że gdybym mogła jeszcze raz podjąć decyzję, to spędziłabym więcej czasu w Lizbonie. Ale było minęło i w pierwszej kolejności pojechaliśmy do Fatimy, oddalonej od Quarteiry o jakieś 360 km. Podróż zajęła ok. 4,5 h. Na miejscu zobaczyliśmy Sanktuarium fatimskie, które jest miejscem kultu religijnego i pielgrzymek wiernych z całego świata. 







Skąd taki religijny bum na Fatimę? Otóż, historia głosi, że trójce dzieci (2 dziewczynkom i chłopcu) 13 maja 1917 roku objawiła się Matka Boska. Powiedziała im, żeby przychodziły na to miejsce każdego trzynastego dnia miesiąca, aż do października. Podczas kolejnych objawień Maryja przykazała dzieciom często odmawiać różaniec i pokutować w intencji nawrócenia grzeszników. Co ciekawe dwójka dzieci zmarła niedługo po tych objawieniach. Przeżyła tylko jedna dziewczynka, która dożyła późnej starości i zmarła w 2005 r. Cała trójka obecnie jest pochowana w pobliżu ołtarza. 


Na terenie sanktuarium fatimskiego mieści się olbrzymi plac, na którym odprawiane są msze, m.in. w 1982 i 1991 roku przez papieża Jana Pawła II.





W miejscu, w którym dzieciom objawiła się Matka Boska znajduję się teraz Kaplica Objawień.


Niedaleko Fatimy, ok. 2 km od sanktuarium znajduje się mała wioska Aljustrel. W tym miejscu urodziły się dzieci, którym objawiła się Matka Boska. Można odwiedzić ich domy, w których ocenie są muzea. Niestety nam się nie udało... Do dziś strasznie tego żałuję. Hm, może jednak wrócę kiedyś do Fatimy? :)

Kolejnym etapem tej wyprawy była Lizbona! Och, jak bardzo chciałam pojechać do Lizbony. Pewnie zastanawiacie się dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta! W Lizbonie znajduje się największe oceanarium w Europie! Założone w 1998 roku stało się domem dla 25 tys. morskich stworzeń z całego świata. Oceanarium (Oceanario de Lisboa - http://www.oceanario.pt) zostało wybudowane na wodzie, co w razie trzęsienia ziemi miało by umożliwić ocalenie przynajmniej części zwierząt. Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 17 euro (cena na dzień 09.09.2015 r.). Całą ekspozycję można zobaczyć w ok. 2 godziny. Naprawdę polecam! Tym bardziej, że można tam zobaczyć przecudowne wydry, które dryfują trzymając się za łapki, a także rybę samogłowa, potocznie zwaną molą! Sami zobaczcie: 




Dzięki poniższej tablicy łatwo można zidentyfikować pingwina! Po oznaczeniu na skrzydełku :) Fajny gadżet, który widziałam pierwszy raz w życiu.








Samogłów (mola mola):




Podsumowując, wizyta w oceanarium OBOWIĄZKOWA! :) 

Pozostały czas w Lizbonie spędziliśmy na spacerowaniu po mieście. Przejechaliśmy się zarówno metrem jak zabytkowym tramwajem linii 28. To co mnie najbardziej urzekło to to, że miasto jest bardzo czyste! Naprawdę! Do tego mają prześmieszne przystanki tramwajowe :) 


  



Każda stacja metra wygląda inaczej, ma swój nie powtarzalny klimat.


W całym mieście można spotkać co krok piękne fontanny. W upalny dzień się przydają i nauczeni po wyprawie do Budapesztu korzystaliśmy z nich, żeby się orzeźwić.




Plac Handlowy (Praca do Comericoto wspaniały plac położony nad brzegiem Tagu. Zwany jest powszechnie Terreiro do Paço, gdyż przed trzęsieniem ziemi stał tutaj pałac królewski. W XVI wieku znajdował się tu magazyn złota, które dzięki dyplomatycznym zabiegom Portugalczyków, regularnie przypływało tu z zachodniej Afryki. Plac robi wrażenie przede wszystkim ze względu na ogromną przestrzeń, jaką zajmuje. Na środku placu stoi pomnik króla Józefa I. Autorem olbrzymiego posągu króla na koniu jest Joaquim Machado de Castro. Dzieło powstało w 1774 roku. Od brązowego konia depczącego węża plac zyskał swą trzecią nazwę - "Plac czarnego konia". Była ona popularna wśród angielskich kupców i podróżników. 





Wieczorem jako ostatnią atrakcję wybraliśmy wjazd zabytkową windą, żeby podziwiać panoramę Portugalii nocą. Jeśli posiadacie ważny bilet komunikacji miejskiej, możecie na nim wjechać windą :) Nie musicie już kupować biletu. Winda zastała nazwana windą św. Justyny, na cześć patronki Lizbony. Nie da się jej nie zauważyć, znajduje się w samym centrum miasta, tuż przy głównym placu, Rossio. Ażurowa, żelazna konstukcja, strzelająca 45 metrów w niebo łączy Dolne Miasto z Górnym. Winda zaczęła działać na początku XX wieku, początkowo napędzana parą, dopiero kilka lat później prądem. Cała konstrukcja jest żelazna, wewnątrz są dwie windy wyłożone drewnem, mogące pomieścić 24 osoby. W każdej jest windziarz. Dawniej była ważnym środkiem transportu dla mieszkańców, dziś to już tylko atrakcja turystyczna. Cała konstrukcja ma trzy poziomy, winda nie wjeżdża na ostatni – wiodą tam spiralne schody, na górze jest taras widokowy. Najlepszy w mieście (ten na zamku się nie umywa), z Lizboną jak na dłoni. Jedyne możliwe miejsce do podziwiania niesamowitych ruin Convento da Orden do Camo w całej okazałości.



Jedyne co mi się nie podobało w stolicy Portugalii to pełno młodych mężczyzn wieczorem na głównym deptaku, którzy w dość nachalny sposób proponują haszysz. Ciągle ktoś Cię zaczepia i mówi "hasz hasz". Zdecydowanie psuje to urok Lizbony po zmroku... 

No i przyszło się pożegnać z Lizboną, a następnego dnia z wypożyczonym samochodem. Koniec wycieczek! Ale, w sumie nie tak do końca... :) 

I tu tadam! Najważniejszy punkt tego posta! Najlepszy prezent urodzinowy ever! :) Poznałam prawdziwego delfina, a nawet mogłam z nim popływać :) Aby zrealizować moje marzenie zostałam zabrana przez mojego ukochane do Albufeiry, oddalonej od naszego hotelu ok. 20 km. Pojechaliśmy taksówką, która kosztowała nas 40 euro. Nie mieliśmy wyjścia, ponieważ zbiórkę miałam o godz. 9:00, a tak rano nie było jeszcze żadnego autobusu. Dojechaliśmy do Zoomarine (http://www.zoomarine.pt)! :))

Na miejscu zostałam zarejestrowana i zabrana wraz ze swoją grupą na wykład. Na wykładzie puszczono nam film, opowiedziano o delfinach. Naprawdę w rzetelny sposób próbowano nam przybliżyć jak cudowne są to zwierzęta, jak ważna jest ich ochrona. Dowiedziałam się np. że każdy delfin ma swojego opiekuna na wyłączność, dzięki temu mogą zbudować między sobą więź. Po wykładzie kazano nam się przebrać w kostiumy, sprawdzano, czy nie mamy żadnych gadżetów przy kostiumie, czegoś co mogłoby się urwać i zostać zjedzone przez delfina. W prezencie dostaliśmy wyprawkę: klapki, ręcznik i gadżety. I wtedy, wyszliśmy na zewnątrz ;) Nie będę więcej pisać, sami zobaczcie zdjęcia:















I jeszcze kilka zdjęć wykonanych przez fotografa - do tej pory nie publikowane nawet na fb! :) : 





CUDOWNE UCZUCIE! NIESAMOWITE DOŚWIADCZENIE! :)) 
Marzenia się spełniają! :) Z tego miejsca jeszcze raz chcę podziękować mojego Mikołajowi, który był sprawcą tego całego zamieszania! :) <3 Kocham Cię! :) 

W Zoomarine spędziliśmy cały dzień, ponieważ prócz delfinarium mają mini park rozrywki, można zobaczyć pokazy delfinów, fok, wziąć udział w wodnym aerobiku, zrobić sobie spływ w beczce po rwącej rzecze ;) A skoro już mieliśmy bilety postanowiliśmy skorzystać ;) 












W kolejnym poście będzie 1 dniowy wypad na Gibraltar oraz do Sewilli ;) 

P.S.
Chciałabym nadmienić, że miejsce zostało wybrane dokładnie i od razu chciałabym odeprzeć hejt ze strony obrońców zwierząt. Jestem zootechnikiem, miłośnikiem zwierząt. Angażuję się w pomoc zwierzętom, pracowałam jako wolontariusza w schronisku. Zoomarine, miejsce do którego wybrałam się w Portugalii szanuje zwierzęta, delfiny się u nich rozmnażają. Rozmawiałam z opiekunami, widziałam jak traktują zwierzęta. W internecie nie ma złego nawet tego miejsca. Wychodzę z założenia, że takie miejsca jak ogrody zoologiczne, oceanaria muszą istnieć dla dobra zwierząt. Wiadomo, często nie są to idealne warunki, ale są miejsca w których zwierzęta mają dobrze. Te miejsca po za byciem komercyjnymi mają edukować. A Zoomarine jest takim miejscem. Jeśli ktoś chce to potępiać, to niech sam najpierw zrobi rachunek sumienia, co robi dla dobra zwierząt. 

2 komentarze:

  1. W Portugalii najbardziej zakochałem się w wysokich falach. W tym roku też się tam wybieram na wakacje, bo kupiłem nowy sprzęt windsurfingowy na https://www.surfshop.pl/ i chcę go sprawdzić w jakiś dobrych warunkach, a nic lepszego niż Portugalia nie znajdę

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się jedzie nad ocean to warto wziąć ze sobą sprzęt nie tylko pływacki, ale też do surfowania. Ja też tak sobie myślę, by deskę sup kupić http://gosup.pl/deski-sup-141 i wypróbować na tamtejszych wodach. Myślę, że będzie fajnie :)

    OdpowiedzUsuń